Don Alonso, czyli powrót króla

Jest jak nasz ojciec chrzestny – mówi o nim Luca de Meo, CEO koncernu Renault. – Nie możemy go zawieść – dodaje. W nowym sezonie do Formuły 1 wkracza nowa marka – Alpine – ale jej lider i gwiazda to stary wyjadacz. Nie, nie chodzi o don Corleone. To były dwukrotny mistrz świata i dwukrotny zwycięzca z Le Mans Fernando Alonso. Czy po dwóch latach z dala od F1 pokaże dawną formę?


Nowa nazwa, nowe barwy, ale stary zespół i stary-nowy lider. Fernando Alonso ma stworzyć idealną mieszankę z Estebanem Oconem – połączenie doświadczenia i młodości, kierowców, którzy będą dla siebie nawzajem siłą napędową. Ten pierwszy, jako dwukrotny mistrz świata nie może sobie pozwolić na przegraną z juniorem. Ten drugi, w ostatnim roku upływającego kontraktu chce zasłużyć na kolejną umowę – nie pozostawiając wątpliwości. Kluczem do tego będzie pokonanie samego mistrza.

 

To Fernando poprowadził francuską ekipę do ostatnich wielkich sukcesów, zdobywając dwa razy z rzędu mistrzostwo świata w 2005 i 2006 roku. Tym samym przerwał rekordową serię pięciu tytułów wielkiego Michaela Schumachera, skłaniając Niemca do odejścia na emeryturę. To Alonso uświadomił mistrzowi, że do Formuły 1 wchodzi nowe, supermocne pokolenie kierowców. To Alonso, obok Kimiego Räikkönena, był dla tego pokolenia forpocztą.
Potem jednak nastąpiło zderzenie z młodym Lewisem Hamiltonem w McLarenie, powrót do Renault i angaż Ferrari, który miał sprawić, że Nando będzie walczyć o tytuły. Żadnego nie wygrał... Kolejny romans z McLarenem skończył się źle, a od sezonu 2014 począwszy, Hiszpan ani razu nie załapał się już do czołowej trójki mistrzostw świata. Czy Alonso z 2021 roku jest wciąż tak dobry, jak ten sprzed lat, który był stawiany na równi z największymi gwiazdami tego sportu?
– Będzie wspaniale! Nie mogę się już doczekać! Są młodzi, utalentowani kierowcy, którzy pokazali się ze świetnej strony w kategoriach juniorskich. Są też mistrzowie, którzy byli tu dwa lata temu – Lewis, Sebastian, Kimi – mówi Hiszpan i wylicza dalej: – Verstappen, mimo że jest jednym z najmłodszych i jednym z młodego pokolenia, ściga się w czołówce już od czterech czy pięciu sezonów. Mamy konkurencyjną stawkę i pokonanie wszystkich na torze będzie wyzwaniem – nie ma złudzeń Alonso.

 

Ale pytany, czy wciąż jest tak dobry jak ci kierowcy, odpowiada: – Nie! Ja jestem lepszy!

 

Nie tylko do nich był kiedyś porównywany Alonso. Wychwalany przez Roberta Kubicę zawsze odwdzięczał się Polakowi tym samym. Gdy rozmawiam o nich z człowiekiem, który świetnie poznał ich obu, mojemu rozmówcy aż błyszczą się oczy. – Są bardzo podobni, jeśli chodzi o charakter! Bardzo pokorni, zdeterminowani, a ich życie to tylko wyścigi. Są szczęśliwi, gdy się ścigają – mówi z uśmiechem Eric Boullier, były szef i Alonso, i Kubicy oraz… ekipy, która teraz nosi nazwę Alpine.
Na pytanie, czy byliby dobrymi kolegami z ekipy, Francuz tylko się uśmiechnął. – Tak, ale bardzo, bardzo trudno byłoby kontrolować ich rywalizację. Jak dwa lwy w jednej klatce! Trudne zadanie dla szefa teamu! Ale za to z dwoma bardzo dobrymi kierowcami. Jeśli nie z dwoma najlepszymi.

 

Gdy odszedł z Formuły 1, Alonso cały czas był za takiego uznawany, mimo że jego pozycja w mistrzostwach świata kompletnie tego nie odzwierciedlała. Dołączył do Toyota Gazoo Racing, startującego w długodystansowych mistrzostwach świata. Dwukrotnie wygrał prestiżowy 24-godzinny wyścig Le Mans. Wystartował też w Rajdzie Dakar. – Nie znałem go, ale pamiętam, co się o nim mówiło. Że jest trudny we współpracy – opowiadał mi kiedyś Nasser al-Attiyah, zwycięzca Dakaru i kolega Alonso z Toyoty.
Któregoś dnia odebrał telefon i początkowo nie wierzył własnym uszom: „Cześć Nasser, jestem Fernando”. „Kto?!”. „No Fernando. Jestem teraz w RPA, ale jakbyś nie miał nic przeciwko, to chciałbym przyjechać do Kataru na trzy dni i potrenować z tobą na wydmach, bo myślę, że jesteś najlepszym nauczycielem”. – Następnego dnia czekałem na niego na lotnisku – relacjonował Katarczyk. – Była 6 rano, więc zaproponowałem, żeby pojechał do hotelu i odpoczął. A on: „Nie, nie, nie, Nasser. Nie mamy czasu. Musimy jechać prosto na wydmy”. I wtedy pomyślałem: „OK, ten koleś to prawdziwy wojownik”. I zobaczyłem, że jest inny od tego obrazu, który widziałem w telewizji, w Formule 1. Bardzo przyjazny, otwarty…

 

Choć Alonso pokazał, że ma talent także do cross country, miłość do F1 zwyciężyła. Także chęć walki o kolejne zwycięstwa i tytuły (marzy o trzecim). Nawet, jeśli jeszcze nie w tym sezonie – co byłoby trudne ze względu na niewielką zmianę w przepisach – to w przyszłym! Alonso nie mógł się doczekać prac nad nowym autem. – Byliśmy w tunelu aerodynamicznym, gdy spytał, od kiedy można pracować nad maszyną na 2022 rok – wspomina Marcin Budkowski, polski szef francuskiego teamu. – Odpowiedzieliśmy, że od pierwszego stycznia 2021. Wtedy spytał, czy pracujemy pierwszego stycznia. Stwierdziliśmy, że normalnie nie, ale w tym roku możemy zrobić wyjątek. Na to odparł, że w takim razie musimy pracować i przyjedzie pierwszego stycznia nam pomóc. Taki jest poziom jego motywacji – opowiada jedna z najważniejszych postaci w Alpine. I taka zawsze była etyka pracy Alonso.

 

Zanim jednak przyjdzie rewolucja techniczna, najpierw trzeba udanie wprowadzić markę Alpine do F1. I tu znów wszyscy oglądają się na Fernando. – To nie może być rok na przeczekanie. Fernando nie byłby z tego zadowolony. Nie możemy zrobić tego naszym kierowcom. On zawsze chce wygrywać – mówi Luca de Meo. – Poprosiliśmy go o pomoc, aby znów stać się czołowym zespołem. Jego rola jest inna niż 15 lat temu. Jego doświadczenie, ambicja, talent powinny pomóc nam się rozwinąć. W pewnym sensie jest naszym ojcem chrzestnym. Nasze zadanie to dać mu najlepszy samochód możliwy – mówi de Meo.

 

Alonso nie pojawił się na prezentacji nowego bolidu, bo na początku lutego został potrącony przez samochód, trenując na rowerze. Przeszedł operację. – Fernando miał szczęście, że ucierpiała jedynie szczęka – mówi Laurent Rossi, prezes Alpine, aby kilka dni później zachwycać się Hiszpanem, gdy ten po raz pierwszy wsiadł do auta podczas zimowych testów. – Dojście do limitów zajęło mu może dziesięć okrążeń. Potem wysiadł z auta i powiedział: to nie działa, tamto się musi poprawić. Wrócił, jakby nigdy nie odszedł. Mając go w zespole nie masz chwili wytchnienia. Jemu ciągle jest mało – śmieje się Rossi.

 

Wywołany już wcześniej Kubica też nie ma wątpliwości: – Ja nie widzę powodu, dla którego nie miałby wrócić w formie i nie potrzeba do tego kilku wyścigów – mówi Polak. – Najważniejszym czynnikiem, decydującym o wynikach Alonso będzie bolid i to, jak będzie się on zachowywał i jakie będzie miał możliwości. Od tego najbardziej będzie zależał sezon Fernando, a jeśli chodzi o jego osobę i jego jazdę, to nie mam co do tego żadnych wątpliwości – mówi nasz kierowca. Tym bardziej i nam nie wypada wątpić. Powrót „dona Alonso” to powrót króla!

 

Aldona Marciniak

 

Inne aktualności

Pokaż wszystkie aktualności