– Wiele osób prosiło, abyśmy odeszli z Formuły 1, ponieważ sytuacja Renault, jeśli chodzi o kwestie finansowe jest bardzo skomplikowana. F1 jawiła się pewnym ludziom jako drogie i niepotrzebne hobby… – przyznał prezes grupy Renault w wywiadzie z kultowym magazynem „Top Gear”. Luca de Meo odmienił jednak losy projektu, który ma na koncie tak wiele sukcesów na szczycie sportów motorowych. Dzięki niemu grupa Renault zaangażowała się w Formułę 1 jeszcze mocniej: – Jesteśmy tu na wsze czasy. F1 jest kręgosłupem Alpine – podkreśla prezes.
Nie są to próżne deklaracje. Zaniedbana przez lata siedziba nadwoziowa w Enstone w Wielkiej Brytanii przeszła gruntowną modernizację, gdy Renault wróciło do F1, podobnie jak baza silnikowa – 20 kilometrów od Paryża. W latach 70, gdy francuski producent – przy wsparciu Alpine – rozpoczynał w Formule 1 erę turbo, Viry-Chatillon stało się centrum innowacji, które nie raz wstrząsnęły Formułą 1. Francuski producent przez dekady wyznaczał tu trendy. Pneumatyczne sprężyny zaworów, które pozwoliły na kosmiczne zwiększenie obrotów maksymalnych, a wraz z nimi mocy maksymalnej, powstały właśnie tam. Podobnie jak 3.5, a potem 3-litrowe motory V10, dzięki którym Williams niepodzielnie rządził w Formule 1 w latach 90. Z takim silnikiem Michael Schumacher zdobył swój drugi tytuł w Benettonie w 1995 roku. Z takim silnikiem w 2005 roku tytuł wywalczył Fernando Alonso, aby rok później pokonać Schumachera po zmianie pojemności na 2.4 litra i obcięciu dwóch cylindrów, gdy rozpoczynała się era V8.
Z silnikiem Renault (i w mistrzowskiej maszynie Fernando Alonso) pod koniec 2005 roku Robert Kubica odbył swój pierwszy test w Formule 1 – właśnie na torze w Barcelonie. Także Sebastian Vettel swoje wszystkie tytuły zdobył w bolidzie Red Bulla, napędzanym przez silniki Renault w dobie „pompowanych” spalinami dyfuzorów – technologii, w której też przodowali francuscy inżynierowie. Po latach jednak baza w Viry-Chatillon doszła do granic wydajności i… dlatego została rozbudowana i unowocześniona. Teraz będzie służyć Alpine w drodze na szczyt Formuły 1.
Jak donosi Mark Hughes, powierzchnię fabryki powiększono z 1600 do… 4000 metrów kwadratowych – tak, aby dać marce Alpine solidny fundament do walki o zwycięstwa w przyszłości. – W 2016 roku, gdy po sześciu latach obecności wyłącznie w roli producenta silników Renault znów wracało jako konstruktor, Viry było wymęczone i niemal całkowicie zużyte. Większość maszyn i sprzętu było u kresu życia. Jeszcze gorzej sprawy miały się w Enstone, czyli bazie, w której powstają nadwozia, a którą w całości przekazano poprzednim właścicielom, gdy firma wycofywała się z Formuły 1. Ta baza cierpiała z powodu niedoinwestowania – pisze renomowany brytyjski ekspert w serwisie „The Race”. W pierwszej kolejności zmodernizowano Enstone, a Viry musiało poczekać. Aż do teraz… – Teraz mamy trzy razy więcej miejsca, aby robić to samo, co dotąd. Trzy razy więcej przestrzeni dla takiej samej liczby pracowników, która wynosi około 500 osób, w dodatku do 700 pracujących w Enstone – cieszy się dyrektor bazy silnikowej Cyril Dumont.
Cała ta rozbudowa i szykowanie Alpine do podboju Formuły 1 przebiegają pod okiem Polaka. – To ciężkie zadanie – przyznaje Marcin Budkowski. – Choć baza w Viry-Chatillon oczywiście wciąż należała do Renault, nie mieliśmy już całego zespołu F1. Poprzedni właściciel bardzo mało inwestował w team, który teraz nosi nazwę Alpine i ma bazę w Enstone. W związku z tym wielu utalentowanych ludzi uciekło do innych ekip. Na przykład James Allison oraz Mike Elliott, czyli były oraz nowy dyrektor techniczny Mercedesa. Mike był wcześniej szefem aerodynamiki w Enstone! Bardzo dużo dobrych ludzi poszło szukać pracy do innych stajni, bo zespół zwany wówczas Lotusem nie płacił nawet pensji pod koniec miesiąca! Także cała infrastruktura techniczna, tunel aerodynamiczny, ale też różne inne narzędzia używane przez zespoły F1, były kompletnie zapuszczone. Nie inwestowano w nie od wielu lat! – przyznaje Budkowski.
– Stąd po odkupieniu zespołu, już prawie od pięciu lat grupa Renault musiała dużo inwestować, aby zrobić z tego na powrót zespół F1 z prawdziwego zdarzenia. Zatrudniliśmy też bardzo wielu ludzi. Teraz pracuje ich ponad 50 procent więcej, niż na początku tego projektu, gdy pięć lat temu Renault wróciło do F1. Tych ludzi też gdzieś trzeba umieścić, więc rozbudowaliśmy siedzibę w Enstone. To praca, która nie daje bezpośrednio poprawy wyników, ale jest niezbędna, aby nadgonić te stracone lata. Na nowo postawić team i stworzyć ekipę, która ze sobą dobrze współpracuje. Mam nadzieję, że już w przyszłym roku, dzięki zmianom w regulaminach, uda nam się pokazać, jak odbudowuje się nasz zespół – dodaje dyrektor wykonawczy ekipy Alpine F1.
Nowy francuski team ma więc już niemal wszelkie podwaliny, aby realizować ambitne plany na przyszłość. Starty w Formule 1 są bowiem podstawą marketingu marki Alpine. A celem – podbicie rynku sportowych samochodów z wyższej półki. Taki plan wyznaczył prezes grupy Renault. – Fabryka Alpine w Dieppe nie była tak rentowna jak teraz, podczas gdy w Renault Sport mamy 400 świetnych inżynierów, którzy robili wiele rzeczy, ale bez wyraźnego kierunku prac. Kiedy jednak składasz te puzzle, wszystko zaczyna wyglądać jak pełnowartościowy koncern samochodowy. Umieszczenie Formuły 1 w centralnym punkcie tego interesu ma wiele zalet. F1 to potężna platforma marketingowa, z potencjalnym dotarciem wartym setki milionów, których nie byłbym w stanie wydać, aby stworzyć powszechną świadomość marki Alpine. Pomysł, aby jej rdzeniem stała się Formuła 1, daje jej wielką wiarygodność jako firmie – podkreśla Luca de Meo.
– W 2025 roku Alpine wyjdzie na zero, wliczając w to koszty startów w F1. Zarządzanie tym sportem przez firmę Liberty ma pozytywny wpływ na jego marketing. Młodzi ludzie znów przekonują się do F1. Serial Netflixav też się sprawdza – dodaje prezes. – Prawdą jest, że Renault zmieniało stopień zaangażowania, ale zawsze tu byliśmy. Przez 44 lata jako producent silników lub producent silników oraz całych bolidów. Ja uwielbiam samochody, więc gdy przyszedłem do Renault, powiedziałem sobie: „Nie będę tym, który zakończył 44 lata historii”. Dlatego ludzie w Alpine nie muszą się martwić. Muszą pracować nad wygrywaniem wyścigów. Nad stworzeniem modelu biznesowego, który przynosi zyski. Nad stworzeniem dobrego wizerunku tej firmy – zaznacza Luca de Meo.
Trudno o lepsza motywację. Mając takie zaplecze, gwarancję stabilności, nowoczesną, własną fabrykę silników Formuły 1 oraz tak mocnych kierowców w składzie – dwukrotnego mistrza świata Fernando Alonso oraz zdolnego juniora Estebana Ocona – zespół Alpine ma wszelkie podstawy, aby podjąć walkę o najwyższe cele w Formule 1.
Cezary Gutowski